Jak w praktyce szkolnej realizować zasadę równości?

Uczenie o prawach człowieka od I klasy szkoły podstawowej nie jest hobby nauczyciela, nie jest dodatkowym zajęciem, jest obowiązkiem, który spoczywa na każdym nauczycielu, co wynika z podstawy programowej kształcenia ogólnego, gdzie zapisano: "Uczeń kończący III klasę szkoły podstawowej jest tolerancyjny wobec innej narodowości, tradycji kulturowej itp. Rozumie, że wszyscy ludzie mają równe prawa niezależnie od tego, gdzie się urodzili, jak wyglądają, jaką religię wyznają, jaki mają status materialny".

Nie sposób mówić o równości, używając języka nierówności, a takim w dużej mierze – często nieświadomie – się posługujemy.

Wystarczy przywołać przykłady stosowania form rodzaju męskiego w odniesieniu do grup mieszanych, nierzadko zdominowanych przez kobiety. Mówimy: uczestnicy konferencji, pomijając fakt, iż większość audytorium stanowią uczestniczki. W ten sam sposób zdajemy się nie pamiętać, że gross kadry pedagogicznej to nauczycielki, i posługujemy się formą zbiorową nauczyciele. Sami / same więc ulegamy męskiej dominacji w sferze językowej, mając do wyboru równoprawne warianty rodzajowe.

Mówiąc zatem o zasadzie równości płci w kontekście gender, należy w sposób świadomy posługiwać się formami językowymi, zachowując przy tym umiar i zdrowy rozsądek, a przede wszystkim przestrzegając istniejących reguł. Reguły te nie zabraniają formułowania pytań i poleceń skierowanych do określonych adresatek lub adresatów, na przykład: Co zauważyłaś / zauważyłeś na obrazku?

Rozróżnienie form rodzajowych jest dla uczennic i uczniów bardzo ważne. Stanowi jeden z wyznaczników ich podmiotowości. Stosując takie formy już w pierwszych etapach edukacji, uczymy dzieci równości w sferze werbalnej, która i tak jest nacechowana dominacją męską. Wystarczy wspomnieć nazwy rodzajów w liczbie mnogiej: męskoosobowy (dla mężczyzn) iniemęskoosobowy (dla reszty świata – ożywionego i nieożywionego).

Nie jest moją intencją nawoływanie do rewolucji językowej i stosowanie w każdej sytuacji wymiennych form męskich i żeńskich, np. minister – ministerska (lub ministra) czy marynarz – marynarka, nie nawołuję również do wzięcia przykładu ze Szwajcarek i przetłumaczenia Biblii w wersji gender, ale struktury, które zadomowiły się w języku, powinny być używane. Nikogo przecież nie rażą rzeczowniki: nauczycielka, lekarka, coraz częściej też posługujemy się wariantami; pedagożka, psycholożka. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że sędzina to żona sędziego, a nie kobieta sędzia, wojewodzina to żona wojewody, a starościna – żona starosty. To leksykalne pamiątki po patriarchacie, który przestrzegał rozróżniania form męskich i żeńskich w nazwiskach. Kto z nas dzisiaj posługuje się takimi konstrukcjami jak pani Nowakowa czy panna Nowakówna? Młode pokolenie nie wie, jak brzmi nazwisko pana, którego żona i córka przedstawiały się jako Sapieżyna i Sapieżanka. Formy te w sposób oczywisty wskazywały na stan cywilny kobiety, co jest dzisiaj uznawane za przejaw nierówności. Z drugiej jednak strony zanik tych form mocno zubożył polszczyznę.

Kiedy mówię na temat stanu cywilnego, na myśl przychodzi mi nowy termin: singielka jako eufemistyczne określenie kobiety samotnej, co uważam za negatywną stygmatyzację i proponuję zastąpić wyrażeniem: kobieta samodzielna. Posługiwanie się takimi synonimami jest niezwykle istotne w pracy z dziećmi. Inaczej brzmi: kobieta samodzielnie wychowująca dziecko niż kobieta samotnie wychowująca dziecko.

Poruszając się w obszarze równości płci, zwłaszcza w edukacji, konieczne jest świadome posługiwanie się nim. Skoro system gramatyczny umożliwia rozróżnianie płci, to należy z tego korzystać.

Dzieci, które od samego początku uczą się poszanowania różnorodności oraz przestrzegania zasady równości, łatwiej wchodzą w role uważane tradycyjnie za przypisane płci przeciwnej. Dziewczynki chętnie bawią się kolejką elektryczną, a chłopcom nikt nie powinien zabraniać układania do snu ulubionego misia. Nikt też nie powinien mu mówić: Nie płacz. Co ty, baba jesteś?

Wychowanie do równości to edukacja wolna od stereotypów nakazujących kobietom z jednej strony przestrzegać zasady 3 K (z j. niem. Kościół, kuchnia i dzieci) i przygotowywać dziewczynki do roli matki i gospodyni, z drugiej zaś "leżeć i pachnieć", o czym możemy przekonać się, oglądając takie programy jak Mała piękność. Te kilkuletnie modelki wiedzą już, że ich rola sprowadza się do ładnego wyglądu, który ma być źródłem profitów i przepustką do "lepszego" życia. Jakże często rodzice, najczęściej matki, przygotowują w ten sposób swoje córki do instrumentalnego traktowania w dorosłym życiu. To oczywiście przykłady ekstremalne, ale jakże często dziewczynki słyszą: Nie zachowuj się tak, bo cię nikt nie zechce.

Kiedy słyszę równość szans, mam na myśli stworzenie każdej osobie warunków do wykorzystania potencjału, jakim dysponuje. Równość szans to zrozumienie naturalnych różnic, na które nie mamy wpływu. Dlatego też dobrze jest wiedzieć, że w sali lekcyjnej chłopcy nie powinni siedzieć zbyt daleko od stojącej naprzeciw klasy nauczycielki, ponieważ w młodszym wieku szkolnym słyszą słabiej niż dziewczynki, szybciej też się dekoncentrują, dlatego częściej przeszkadzają w prowadzeniu lekcji. Stąd prosta droga do stereotypu: Dziewczynki są grzeczne, a chłopcy rozrabiają.

Kiedy lekcja tzw. frontalna prowadzona jest przez nauczyciela obdarzonego silnym głosem, siedzące naprzeciw niego dziewczynki mogą odczuwać dyskomfort z powodu większej wrażliwości na bodźce akustyczne.[1]

To tylko niektóre różnice pojawiające się w rozwoju uczennic i uczniów. Dobrze mieć je na względzie, aby dać dzieciom równe szanse odniesienia sukcesu. Dobrze jest również przekazywać młodemu pokoleniu właściwe wzorce, a jednym z nich jest niewątpliwie poprawna polszczyzna bogata w formy podkreślające różnorodność i uczące szacunku dla niej.

Anna Dzięgiel
nauczyciel-konsultant Pracowni Programów Edukacyjnych
ROM-E Metis w Katowicach


[1] Na podst. M. Spitzer, Jak uczy się mózg, Warszawa 2007